Marzy mi się mieć prawdziwy obraz w sypialni. W salonie mam dwie reprodukcje słynnego impresjonisty Clauda Monet. Kupiłam je kiedyś w Petersburskim Ermitażu. Ale w sypialni chcę mieć coś innego. Pragnę, by świat przedstawiony na płótnie miał ślady pędzla, aby obraz miał duszę, pamiętał energię twórcy, ale też sens, który ja jako absolutne beztalencie malarskie, potrafię rozgryźć. Najlepiej coś motywującego w rodzaju “będzie dobrze”, a nie “idę się powiesić, ech”.
 Przyznam się, że nie potrafię połapać się we współczesnej sztuce. Cześć obrazów jest dla mnie po prostu niezrozumiała, części raczej nie zawieszę ze względu na dzieci (chodzi mi, owszem, o obrazy malowane pewnymi częściami ciała albo z namalowanym tymi właśnie częściami. Ten temat jest dosyć popularny w obecnej sztuce. Wygląda na to, że na zawartości majtek łatwo się tworzy markę…) No i cześć obrazów, dla mnie wygląda tak, jakby namalował je trzylatek, a kosztują jak cały majątek rodziców przeciętnego dziecka. Czemu współczesna sztuka wygląda tak, jakby artysta nie potrafił malować? Czy łatwe jest robienie prawdziwej kariery malarza ? Czyje obrazy w przyszłości mogą kosztować majątek, rozmawiam z Heleną-Aleksandrą Reut.

Helena Reut Helena-Alexandra Reut – Białorusinka z polskimi korzeniami. Córka krytyka sztuki, rozpoczęła swoją karierę artystyczną w wieku 12 lat. Studiowała w Moskiewskim Uniwersytecie Sztuki Użytkowej, Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, Warszawskiej Szkole Fotografii, Bytyńskiej Wyższej Szkole Sztuki i Projektowania. Miała liczne wystawy w Niemcach, Stanach Zjednoczonych, Polsce, Włochach, Rosji, Brytanii. W tym w Londyńskiej Galerii Saatchi oraz w Królewskiej Akademii Sztuki w Londynie.

– Heleno, jesteś Białorusinką, ale przez długi czas mieszkałaś w Polsce.

– Tak. Wyjechałam z Białorusi w wieku 20 lat. Przeprowadziłam się do Moskwy na studia. Później dostałam stypendium Ministra Kultury Polski Gaude Polonia na realizację projektu artystycznego i w ten sposób spełniło się moje marzenie o tym, by zamieszkać w Polsce.

– Marzyłaś o Polsce? Czemu nie o Francji czy Stanach?


– Wyrosłam w tęsknocie za Polską. Moja rodzina pochodzi ze szlachty. Moi przodkowie mieli posiadłość niedaleko Mińska. Podczas rewolucji, zabrano im całą majętność. Ci z rodziny, których nie zamordowano, wyjechali do Polski. Ale moja babcia stwierdziła, ten dramat szybko minie i została na Białorusi. Dlatego moja matka i ja jesteśmy Białorusinkami. Ale my zawsze świętowaliśmy polskie święta, uczyliśmy się języka, wyjeżdżaliśmy do Polski na wakacje.

– Czy nazwisko „Reut”  jest polskie?

– Nie, austriackie. No wiesz, jak jest wszystko pomieszane w naszych krajach…


– Słyszałam, że mieszkałaś w Cambridge. Jak tam trafiłaś ?

-Tak, w Polsce spotkałam się z moim przyszłym mężem, który jest w połowie Japończykiem, na poły – Brytyjczykiem. On zainspirowany naszą znajomością zajął się badaniem literatury Białoruskiej i pojechaliśmy do Cambridge, gdzie on pisał swój doktorat. Do tego momentu zajmowałam się reklamą i projektowaniem, nie miałam w planach zostać malarzem. Ale to właśnie wtedy, zaczęłam malować. To były cztery bardzo  twórcze lata. Głownie malowałam portrety, pojawiały się białoruskie tematy, pytanie, kim jest kobieta. Wystawy, w których brałam udział, pozwoliły mi wejść w krąg angielskich artystów. To była ciężka praca. Nieustannie czułam presję od swojego agenta. We współczesnej sztuce jest tak, że kiedy już zrobiłeś sobie markę, nie ważne, co malujesz, aby to było rozpoznawalne. Wtedy kolekcjonerzy zaczynają kupować twoje obrazy jako inwestycję, czekając, kiedy ich cena urośnie. I trzeba malować właściwie tylko tego, czego od ciebie oczekują. Wbrew pozorom, wtedy już praktycznie nie ma szansy na twórczą wolność.

– I uciekłaś?

– Tak. Potrzebowałam oddechu. Ale też powiem szczerze, ta cała kariera dla mnie nie jest aż tak ważna. Jestem trochę białą wroną, bo na rodzinie mi zależy bardziej niż na sukcesie artystycznym. Dlatego nawet najważniejsze moje wystawy nie robią na mnie większego wrażenia. Nie zdradzam siebie i maluje to, co mi się najbardziej podoba. Właśnie dlatego nie czułam żalu, kiedy wyprowadziliśmy się z Anglii, mimo tego, że miałam tam szanse na naprawdę inspirującą karierę artystyczną, ale przy tym absolutny brak czasu i energii dla rodziny. Teraz mieszkamy na dwa kraje – Polskę i Niemcy. Ja maluje bardziej dekoracyjne rzeczy które, mam nadzieje, sprawiają ludziom przyjemność. To jest mała sztuka dla zwykłych interierów, przeciwieństwo monumentalnych prac dla galerii i kolekcjonerów. Właśnie to mnie teraz inspiruję i daje mi wiele wolności.

– Teraz malujesz zwierzaki. Jak się pojawił pierwszy obraz?

– Kiedy przeprowadziliśmy się do Polski, namalowałam pierwszego króliczka dla pokoju syna. Później – drugiego, do pary. Tak to się wszystko zaczęło. Teraz mam „hodowle króliczków”. Jak to się zdarza z królikami, obrazy się szybko namnożyły…


– Ale Twoje króliczki są nie tylko dla dzieci? Są też dorosłe wersje.

– Tak, moje króliczki palą, piją, są porzucane przez żony. Jeden z obrazów przedstawia misia w hidżabie. Teraz w Berlinie ten temat jest mocny. Gdybym namalowała kobietę, a nie misia, to by było wulgarne, banalne, wywołałoby wiele pytań. Ale miś – to co innego.


H.Reut_Friends

– Ja ten obraz rozumiem w ten sposób, ze nawet jeśli kobieta jest ubrana w hidżab, to nie oznacza, ze ona zamierza wysadzić w powietrze przystanek autobusowy.

– Dokładnie! Uważam, że oni wewnątrz mogą być misiami. Ale każdy może to interpretować jak chce. Słyszałam sporo skrajnych opinii na temat tego obrazu.

– Masz przemiły obraz „Jakie to jest ciężkie życie ciężarnego hipopotama w upalny dzień”.

– Tak. Malowałam go, kiedy byłam w cięży. A wyobraź sobie, co by było gdybym namalowała ciężarną kobietę w wannie. Byłoby to … bez gustu.


H.Reut_hippo

– Mnie bardzo interesuje pytanie, dlaczego współcześni artyści malują tak, jakby całkiem nie potrafili malować? Ty przecież też masz w niektórych obrazach nieprawdziwą perspektywę, taką jak z bajki.

– W skrócie – to się zaczęło na początku dwudziestego wieku. Rozpowszechnienie fotografii i inne tendencje spowodowało, że realizm już przestał być tematem aktualnym.  Ale też pojawili się artyści, którzy malują w stylu hiperrealizmu. Bardzo lubię ten styl. Wiec nie wszyscy malują jak trzyletnie dzieci, są różne style. Ja maluje w moim stylu, bo mi się to podoba, bo to daje mi swobodę i wywołuje uśmiech u ludzi.

 

 



Po spotkaniu z Heleną już wiem, że chce mieć w sypialnie coś z tej „małej” sztuki, czyli miłe, ładne, pozytywne, a nie kolekcjonerskie. W końcu nie jestem prezesem żadnego banku… Jeszcze nie wybrałam wymarzonego obrazu, ale już wiem, że, nawet jeśli on będzie wyglądał jak arcydzieło mojego 7 miesięcznego syna, to właśnie jest dobre! Bo wywołuje emocje. Bo jak by mi się chciało posiadać na ścianie coś realistycznego, to zawieszę sobie zdjęcie. Jeśli uzbieram dostateczną ilość pieniędzy, to na pewno, będzie to obraz namalowany przez Helenę.

 

Dla be-art.pl Portalu z Kulturą, wywiad przeprowadziła Katerina Lenkevich
Podziękowanie za współpracę przy redagowaniu tekstu dla Tomasza Ostojskiego 
Materiał zdjęciowy pochodzi z prywatnego archiwum  Heleny Alexsandry Reut.

 

 

Katrina Lenkevich

Katrina Lenkevich

Katerina Lenkevich zajmuje się reżyserią filmów dokumentalnych oraz teledysków muzycznych, angażuje się w montaż (programy TV, teledyski, filmy) oraz dziennikarstwo. Katerina jest człowiekiem świata: Rosjanka, urodzona w Czechach, mieszkała w Rosji, wiecej...
Katrina Lenkevich

Latest posts by Katrina Lenkevich (see all)

Kontakt

Masz jakiekolwiek pytanie wyślij wiadomość.

Wysyłanie

 Copyright © Be Art 2015. All Right Reserved. Developed by Karol Sz.

 

Polityka Prywatności

 

Narzędzia ochrony prywatności

 
   
lub

Zaloguj się używając swojego loginu i hasła

lub     

Nie pamiętasz hasła ?

lub

Create Account